wtorek, 7 marca 2017

Recenzja filmu "Frankenweenie"




Frankenweenie (2012), reż. Tim Burton. Scenariusz: John August, Leonard Ripps.

Ach ten Tim Burton.  W dorobku cały szereg filmów „z nutą grozy” dla dzieci i dorosłych.  Nie tylko przecież Frankenweenie, ale także: Gnijąca Panna Młoda, Alicja w Krainie Czarów, czy Miasteczko Halloween (tu: jako producent).  Na marginesie jeszcze wspomnę, że moim ulubionym filmem Tima Burtona jest fantastyczno-obyczajowa Duża Ryba (Big Fish z 2003 r.).  Magiczna opowieść ojca (zmierzającego już w stronę światła) o swoich losach, kierowana do dorosłego syna, który domaga się od ojca prawdy, a nie mityczno-delirycznej historii życia przeplatanej odniesieniami do bajek o olbrzymach i czarownicach.  Jeśli nie widzieliście, sami się przekonajcie, czy opowieść ojca rzeczywiście była tylko fikcją.  Dzieci w wieku 10 plus mogą już polubić ten film.

Ale do rzeczy – Frankenweenie.  Tak tytuł jak i treść nawiązują do klasyki literatury grozy - „Frankensteina” Mary Shelley. I pomyśleć, że ta „gotycka” powieść liczy sobie już ponad 200 lat, a sama Shelley napisała ją będąc jeszcze nastolatką.  Ciekawe, czy cieszyłyby ją współczesne wariacje na temat jej prozy? A czy wiecie, że Ząbkowice Śląskie dawniej nazywały się Frankenstein?.  Niedawno udaliśmy się rodziną w podróż niektórymi śladami „Trylogii husyckiej” Sapkowskiego… ale Wieży Karłów (NarrenTurm) nie widziałem, choć miasteczko Bielawa, z której pochodzi główny bohater (Reinmar) dalej istnieje. No i znowu te moje dygresje, a miało być o Frankenweenie.

We Frankenweenie (inaczej niż w oryginale - Frankenstein) do życia przywracane są zwierzęta, a nie ludzie. Możemy wymienić franken-psa (ten - mimo towarzyszącej mu pośmiertnej aury - zachowuje się pogodnie) i znacznie bardziej „franken”: ryby, żółw, czy koto-szczur o nastawieniu dość nieprzychylnym wobec dzieci i nie tylko.

Głównym bohaterem jest chłopiec o imieniu Viktor (takim samym jak naukowiec dr Frankenstein z powieści Shelley), uczęszczający do szkoły podstawowej, do klasy w której uczą już fizyki (przypuszczalnie 12stolatkowie) .  Podczas zabawy pies Viktora (o wdzięcznym imieniu – Korek) zostaje potrącony przez samochód i umiera.

     Viktor bardzo tęskni za Korkiem i nie może pogodzić się z jego stratą.  Szczęśliwym zbiegiem okoliczności, nauczycielem fizyki w klasie Viktora jest pan Rzykruski (wydaje się, że to trochę kresowe nazwisko powinno przypaść do gustu widzom w Polsce). W gestach i stylizacji ma w sobie wiele z hrabiego Drakuli.  W trakcie oglądania filmu zastanawiałem się, czy w pewnym momencie reżyser nie doda p. Rzykruskiemu białych kłów, które ów zatopi w jednym z mniej zdolnych uczniów…niestety nic takiego nie nastąpiło.  Nie obniża to jednak walorów horrorystycznych filmu.  To dzięki lekcji pana Rzykruskiego, Viktor wpada na pomysł, jak z pomocą piorunów ożywić psa Korka.  A idąc jego tropem, także inni uczniowie próbują przywracać do życia zmarłych zwierzęcych przyjaciół.  Te eksperymenty doprowadzą zresztą do zwolnienia pana Rzykruskiego ze szkoły.  Dla dorosłych zabawne będzie spotkanie pana Rzykruskiego z rodzicami uczniów, na którym pan Rzykruski ma przekonać rodziców aby dyrekcja nie pozbawiała go posady nauczyciela…..Ja zostałem przekonany (co włącza mnie w elitarne grono osób „o szerokich horyzontach” w klasyfikacji p. Rzykruskiego), ale filmowi rodzice nie...

     Szkolna klasa Viktora składa się z bardzo „barwnych” (w stylizacji, wyglądzie i wymowie) choć czarno-białych (animacja nie jest kolorowa) postaci.  W tej maskaradzie mamy choćby: 
    -    Edgara, wyposażonego w trzy zęby, garb, więzienną koszulkę.  Nieco stylizowany na dzwonnika Quasimodo z powieści Victora Hugo „Katedra Marii Panny w Paryżu”.  W moim konkursie na „mistera filmowych bohaterów animowanych” zajmuje wysoką pozycję;
   - Nassora, który z kolei w sposobie poruszania, mówienia i „drewnianej” sylwetce bardzo przypomina…wskrzeszone do życia monstrum Frankensteina (może trochę też Arniego Sz. z Terminatora I).  Na marginesie (przepraszam za ten brak konsekwencji, przecież nie miało być już dygresji)… moją ulubioną adaptacją filmową powieści Mary Shelley jest Frankenstein z 1994 r. w reż. Kennetha Branagha, z Robertem de Niro (jako monstrum)  i… Heleną Bohnam Carter w roli Elżbiety, która także przywracana jest do życia.  No a wszak Helena B. Carter to partnerka życiowa Tima Burtona.  Może zatem Frankenweenie to ich wspólny pomysł? Ach ile to już razy krytycy zarzucali, że najlepsze powieści znanych literatów w istocie pisały ich żony?.  Teraz pewnie będziecie się zastanawiać, czy to czasem nie dotyczy też moich bajek;
         dziewczynkę (Weird Girl), właścicielkę kota Pusiaczka. Z aparycji bliżej jej do pośmiertnej mary niż typowej uczennicy szkoły podstawowej.  Można śmiało przypisać jej lat 9 jak i 99.  Obdarzona jest zdolnościami „paranormalnymi”.  Wróży ze snów kota Pusiaczka, z których na podstawie …kształtu odchodów kota…(a fe!) odczytuje o kim kot śnił i co tej sobie się może przydarzyć; 
            wreszcie Elsa van Helsing, nazwisko znane szczególnie wampirom (ich najbardziej znany pogromca).  Widzieliście „Van Helsinga” z 2004 r. z Hugh Jackmanem.  Daje wyobrażenie o zdolnościach tego bohatera, choć sam film….

Frankenweenie ma zresztą bardzo liczne nawiązania do innych dzieł filmowych, w tym choćby do Nosferatu, czy Godzilli.

Opierając się na wrażeniach mojej córki i syna (a także odczuciach mojej żony i własnych) nieśmiało twierdzę, że film nadaje się dla wieku 6+, choć trzeba dodać, że niektóre scenografie "wieją grozą”. W szczególności - upiorna wyprawa dziecięcych bohaterów nocą na cmentarz celem wykopania z grobów kości zmarłych zwierzątek i poddania ich restytucji. Plus towarzyszące temu: skrzypiąca cmentarna brama, kraczące wrony, księżyc w pełni.  Ach któż z nas w młodości nie marzył o takiej wyprawie?  Może Wasze dzieci zainspirowane filmem podejmą taka próbę?  Trzeba jedna dodać, że bohaterowie są mocno przerysowani, szereg scen okrasza specyficzny humor, a rozwiązanie jest… w zasadzie happy endem (choć z gnijącego ciałka przywróconego do życia Korka unoszą się czasem muchy).  Niektórzy jednak zarzucą, że lepiej byłoby dla filmu, gdyby na koniec „urocze” miasteczko przejęły koszmarne franken-stwory (co zresztą początkowo się ziszcza), zaś ich poprzednie kwaterki na cmentarzu (z których zostali wydobyci wbrew woli własnej i opatrzności) zasiedlili uczniowie-eksperymentatorzy.

Ocena w skali 1-5 gwiazdek, przyzwoite 4 gwiazdki (jakże zresztą gwiazdki miałby być nieprzyzwoite).
M.Embe, marzec 2017

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz