W
tej bajce najpierw było jajko, a w zasadzie wiele jajek. Z jajek wylęgły się jednak nie kurczaki, a
małe krokodyle, tak małe jak jaszczurki.
Jeden z nich – nazwijmy go Staś – od urodzenia wykazywał wielkie
zainteresowanie otaczającym światem. Przy
czym świat naszego Stasia nie był szczególnie duży. Staś mieszkał bowiem w niewielkim ZOO (dla gadów i płazów) na wybiegu dla
krokodyli. Tam też znajdował się
niewielki zbiornik wodny, kilka drzew, głazów i piaszczysta mała plaża, na
której wylegiwali się rodzice Stasia (naprawdę duże krokodyle). Staś wraz z licznym rodzeństwem (a miał
siedmiu braci i cztery siostry), odbywał wędrówki po wybiegu. Jednak w najodleglejsze zakątki, tylko on
miał odwagę wędrować sam. Wybieg
ogrodzony był płotem. Za płotem było
miejsce na zostawianie rowerów dla osób odwiedzających ZOO. Tam też codziennie przyjeżdżał czarnym
rowerem, chudy, brodaty Pan, w granatowej czapce i granatowym mundurze. Na czapce widniał napis „Poczta”, a na kurtce
„Listonosz”. Pan Listonosz nosił też
wielką czarną torbę, a w niej listy od miłośników ZOO lub odpowiedzi dyrektora
ZOO na te listy.
Bardzo
Stasiowi podobała się ta czapka i mundur i rower. Rosło w Stasiowym sercu marzenie, że jak dorośnie
to też zostanie listonosze. Będzie objeżdżał
rowerem cały świat i rozwoził listy.
Będzie odbywał miłe rozmowy, a świat będzie dlań życzliwy.
Pewnego
dnia, Staś, z natury swej wszędobylski i ciekawski, udał się w daleką podróż przez
cały wybieg dla krokodyli, aż do ogrodzenia.
Gdy tam dotarł, zobaczył pana Listonosza, który położył torbę na
bagażniku swojego roweru i rozmawiał o czymś z dyrektorem ZOO. Staś, jako że wciąż był mały, prześliznął się
między prętami ogrodzenia, wspiął się na bagażnik i wszedł do torby z
listami. W torbie znalazł kanapkę z
kiełbasą. Kiełbasę zjadł. Kanapkę zostawił. Gdy miał już wracać na wybieg, rower
ruszył. Staś wystawił główkę (w zasadzie
paszczę) z torby i rozglądał się z zainteresowaniem. Jechali i jechali. Co pewien czas pan Listonosz wrzucał listy do
skrzynki i ruszał dalej. Gdy wreszcie
ostatni list został doręczony, Listonosz wjechał w leśną ścieżkę i zatrzymał
się nad niewielkim jeziorem. Tam wyjął z
torby kanapkę i przyglądał się wodzie. Staś
usłyszał, jak Listonosz mówił sam do siebie: „jak ja nie lubię kanapek z samymi
warzywami. Gdzie podziała się
kiełbasa”? Wystraszony Staś uciekł z
torby, obawiając się, że zostanie znaleziony i wszedł do jeziorka.
I
tak nasz Staś zamieszkał w nowym miejscu.
Co dzień polował na ryby i żaby,
a później na kaczki i gęsi (podejrzewa się, że zjadł też łabędzie). Rósł, mężniał i potężniał. A pan Listonosz stale przyjeżdżał na jeziorko.
Pewnego dnia, gdy Staś zjadł już wszystkie ryby z jeziorka, głód zajrzał
mu w oczy. „Czas ruszać w drogę” – pomyślał Staś. Tego dnia, pan Listonosz przyjechał na plażę i
zmęczony trudami dnia zasnął w promieniach słońca. Widząc sposobność do spełnienia marzeń o zostaniu
listonoszem, Staś założył czapkę i mundur pana Listonosza (które ten zostawił
przy rowerze) wziął torbę z listami i wsiadł na rower.
Niestety,
rower to nie jest jednak pojazd dla krokodyli.
Liczne upadki i ciągnący się po ziemi ogon zniechęcił Stasia do jazdy rowerem. Ale nie do podjęcia wymarzonej pracy listonosza. Ruszył więc Staś piechotą, starając się iść
na dwóch nogach, tak jak człowiek.
Wkrótce dotarł do położonego nieopodal przedszkola. Zadzwonił do drzwi, a na pytanie: „Kto tam?”
odpowiedział – „Listonosz”.
Drzwi
otworzyła sympatyczna pani Ania. Staś
był już wtedy naprawdę bardzo głodny, co naturalnie nie usprawiedliwia zupełnie
jego dalej opisanego, niestosownego zachowania.
Otóż Staś otworzył paszczę i połknął panią Anię. Na jego obronę, trzeba przyznać, że zrobiło
mu się wstyd i kilka łez pociekło ze Stasiowych oczu. Następnie udał się na salę zabaw, gdzie grupa
przedszkolaków właśnie rysowała obrazki.
„Co za nudna zabawa!” –
zawołał z oburzeniem Staś – Pobawmy się w
chowanego. Kryjcie się. Kogo znajdę tego
zjem!” – dzieci z piskiem zaczęły się chować, z wyjątkiem dzielnej Julii,
która oświadczyła – „To nie jest uczciwa zabawa!
Umówmy się, że jeśli nie znajdziesz wszystkich dzieci, to będziesz musiał
wypuścić te wcześniej połknięte”.
–
„Dobrze” – zgodził się Staś. Następnie
policzył do dwudziestu i rozpoczął poszukiwania. Wkrótce znalazł wszystkie dzieci z wyjątkiem
dzielnej Julii. Zrażony niepowodzeniem, zaryczał:
„Poddaję się. Wyjdź!”. A wówczas Julia zamachała
do Stasia z żyrandola (to jest lampy) pod sufitem, na który sprytnie, sobie
tylko znanym sposobem, zdołała wejść.
Staś
zachował się honorowo, otworzył paszczę i wypuścił dzieci, które znalazł, a
także ciocię Anię (której pobyt w krokodylim brzuchu wyraźnie się nie spodobał). Wówczas dzieci zaprosiły go na obiad. Staś zjadł szesnaście porcji, a potem
wszystkie desery, co jednak zostało mu wybaczone. Po obiedzie, Staś zwierzył się dzieciom, że
jego największym marzeniem jest roznoszenie listów, ale niestety od listonosza
wymaga się umiejętności jazdy na rowerze, a Staś tego nie potrafi. Wówczas dzielna Julia zaproponowała aby Staś
został listonoszem wodnym. „To znaczy
– mówił Julia – będziesz roznosił listy
do osób mieszkających nad rzekami i jeziorami.
Do nich będziesz mógł podpłynąć!
Rower wcale nie będzie potrzebny.”
„Nic z tego nie będzie – wtrącił się
rozsądny Adaś (który wątpił w powodzenie wszelkich przedsięwzięć) – listy rozpuszczą się w wodzie!”
„A gdzie tam – włączył się w rozmowę
Piotruś wynalazca (który był mistrzem składania różnych klocków) – listy można przewozić na grzbiecie
krokodyla, w plastikowym wodoodpornym pudełku.”
„Doskonale – ucieszył się Staś”. Wkrótce, w zamian za pomoc w opiece nad
przedszkolnym ogródkiem, Staś otrzymał wspaniały czerwony pojemnik do
przewożenia listów. Mundur, torbę,
czapkę i rower zwrócił panu Listonoszowi razem z prezentem w postaci długiej
kiełbasy. Od pana Listonosza i cioci Ani
otrzymał list pochwalny (tzw. rekomendację) opisujący jego zdolności i zalety,
a zatajający uczynki niecne i postępki brzydkie. Staś wyposażony
w czerwony pojemnik i rekomendację udał się na rozmowę z Kierownikiem Poczty,
przedstawiając pomysł pracy jako wodny listonosz.
Ale
Kierownik Poczty nie był przekonany. W
życiu Kierownik doznał wielu niepowodzeń, a poczta działała źle. „To
chyba zły pomysł. Zgubi Pan czapkę, drogi panie Stasiu, mundur w wodzie się
zniszczy, a nad rzekami nie mieszka aż tak wiele osób, aby mógł Pan zostać
wodnym listonoszem.”
Ale
Staś był krokodylem pomysłowym i tak odpowiedział: „Szanowny panie Kierowniku. Czapkę
zrobię z gumy i przyczepię na lince pod brodą, mundur także z gumy, a rozwoził
będę nie tylko listy ale także lody. Latem
nad rzeką, każdy chętnie zjadłby lody!” – „To rzeczywiście doskonały pomysł – ucieszył się Kierownik. I tak Staś został wodnym listonoszem. Gdy płynął ze swym czerwonym pojemnikiem,
wszyscy uciekali na brzeg. Gdy jednak
zaryczał: ”Lody, Lody, Lody, owocowe, czekoladowe, śmietankowe” – do Stasia
ustawiały się kolejki. A i listów nie
brakowało do roznoszenia. Wkrótce Staś
miał tyle pracy, że o pomoc poprosił swoich siedmiu braci i cztery
siostry. I tak wodni listonosze zaczęli
pływać po wszystkich rzekach w kraju, a Poczta (wsparta lodami) święciła wielkie
sukcesy. Wkrótce Staś został dyrektorem
Poczty, której nazwę zmienił na „Wodo-Lodo-Poczta”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz