środa, 18 maja 2016

Zegar



Każdego roku, latem, Ania wyjeżdżała na kilka wakacyjnych dni do dziadków.  Dom dziadków położony był na leśnej polanie, w małej wsi o nazwie Wesołe Piaski.  Nieopodal był staw i stary owocowy sad, a dalej rzeka, a jeszcze dalej jezioro.  Ania bardzo lubiła to miejsce.  Przeszkadzał jej jednak brak innych dzieci.  W szkole Ania miała wiele koleżanek i kolegów.  A w Wesołych Piaskach  jedyną jej towarzyszką była Babcia Mira.  Trudno jest jednak grać z Babcią w siatkówkę, bawić się w chowanego, urządzić konkurs skoków w dal, czy choćby chlapać się wodą w stawie.  Babcia Mira zawsze znajdowała jakąś wymówkę.  A to mówiła, że piłkę odbija tak mocno, że ta może utknąć wysoko na drzewie, zaś skoki oddaje tak dalekie, że doleciałaby do następnej wsi i musiałaby później wracać piechotą, a na to nie ma ochoty.

Byłoby tu wspaniale, gdyby Ania miała koleżankę.  A tak, Ania się troszkę nudziła i nawet chciała wracać do rodziców do miasta.  

U dziadków Ania zajmowała niebieski pokój (bo miał niebieskie ściany).  W tym pokoju stał też wielki stary zegar.  Wyglądał jak szafa.  Trochę się spóźniał.  Czasami bił starym sercem „bim-bom-bim-bom”, a czasem „bimmm-bim” oznajmiając nową godzinę.  Zegar kupił Pradziadek Babci Miry od cudzoziemca, który przywiózł zegar aż z Indii.  Babcia Mira mówiła, że zegar jest już stary, trapią go różne choroby i przypadłości, serce mu dokucza i pewnie niedługo pojedzie z Babcią w daleką podróż.  Ale w jaką podróż, tego Babcia nie chciała wyjaśnić.  

To nie jest zwykły zegar – mawiała Babcia Mira – ten zegar może spełnić marzenie osoby o czystym sercu.  Potrafi cofnąć czas, w taki sposób, że przeniesie cię do dnia, w który będziesz bardzo szczęśliwa”.  Ania raczej nie wierzyła w te opowieści.  Tata Ani mówił, że jak ktoś ma sto lat to często opowiada ciekawe historie, ale niekoniecznie prawdziwe. „Ależ ja nie mam stu lat – oburzała się Babcia Mira. 

Wieczorami Babcia Mira czytała Ani bajki i opowiadała jak wyglądała wieś Wesołe Piaski, gdy Babcia była mała. „Wszystko wyglądało inaczej i było ładniejsze.  Naprzeciwko okna twojego pokoju rosła wielka lipa.  Później niestety trafił ją piorun i spłonęła, a ogień przeniósł się nawet na część domu.  Dom był większy, a sad był wieki jak las i pełen drzew: jabłoni, śliw, gruszy, brzoskwiń, moreli, czereśni, wiśni i orzechów.  Całe lato jadłam owoce.  Nieopodal domu była stajnia, a w niej konie, w tym moje dwa ulubione kuce.  Te kuce były zresztą całkiem duże – jeden był brązowy i nazywał się Wodnik (bo bardzo lubił wodę), a drugi był prawie biały i nazywał się Śnieżka.  To był kucyk-dziewczynka, która zimą bardzo lubiła ciągnąć mnie na sankach.  Był też kurnik, a w nim nie tylko kury, ale także w osobnym pomieszczeniu kaczki i gęsi.  Były dwa psy.  Jeden to był owczarek podhalański, Hugo, podobny do owcy, a drugi kundel, którego nazywaliśmy Fajtłapa, bo wiecznie się gubił, wpadał do błota lub wody, przewracał i brudził.  Obok mieszkał Krzysiek, niesforny syn sąsiadów, był trochę starszy ode mnie i bez przerwy wymyślał jakieś szalone zabawy, na przykład konkurs skoków w dal - ale nie dla nas, tylko dla żab, spływ tratwą po rzece (a tratwę budowaliśmy sami), wjeżdżanie na kucykach do jeziora i oddawania z nich skoków do wody, albo wyścig ślimaków na wielkim liściu kapusty.  Ależ on miał pomysły…”.

Słuchając tych opowiadań Ania zasypiała, marząc o tym aby to ona mogła jeździć na kucach, spływać tratwą, czy oglądać wyścigi ślimaków.  Gdybym tylko miała tu przyjaciółkę, mogłybyśmy urządzić wspaniałe zabawy.  Przyjaciółkę choćby na jeden dzień.”

Rano Anię obudziło pianie koguta („Przecież tu nie ma koguta” pomyślała Ania).  Wtedy zegar zadzwonił bim-bam-bom, wybijając godzinę siódmą rano.  Zegar wyraźnie odmłodniał, wybijał godziny równo i dostojnie, nie spóźniał się i błyszczał czystością.  Pokój miał na ścianach namalowane kwiaty, a za oknem rosło jakieś wspaniałe drzewo.  To chyba lipa – pomyślała Ania – tak pięknie pachnie i tyle w niej pszczół.  

Wtem bez pukania do pokoju Ani wbiegła dziewczyna (na oko w wieku Ani) krzycząc:

No ubieraj się prędko, śniadanie już na stole, a zaraz przyjdzie Krzysiek i jedziemy kucami nad jezioro.  Będziemy pływać.

Ania przyglądała się dziewczynce uważnie.  Dziewczynka była do kogoś podobna, tylko Ania nie mogła sobie przypomnieć do kogo.  W końcu zapytała:” Skąd się tu wzięłaś i jak masz na imię?”

Jak to skąd się tu wzięłam ? – odpowiedziała dziewczynka – mieszkam w pokoju obok – tym pomalowanym w czerwone jabłka, jestem twoją przyjaciółką, a na imię mam Mirka!.  Zresztą dość tych pytań, ubieraj się.  Zobacz jaki piękny wstał dzień.

Wtem z głębi domu jakiś kobiecy głos zawołał: „Śniadanie!  Naleśniki ze świeżymi poziomkami, ser i mleko wprost od krowy!  Jajecznica z jaj od naszych kur ze szczypiorkiem lub bez!  Zapraaaaszaaaaam!”

To pani Lucynka, nasza opiekunka – powiedziała Mirka -  Rodzice dzisiaj wyjechali i będą dopiero wieczorem.  Mamy cały wspaniały dzień na najróżniejsze szaleństwa!”  Ania nie pytając o nic więcej ubrała się szybko i pobiegła za Mirką do kuchni.  

Tu też wszystko wyglądało inaczej.  Obok kuchni była ogromna jadalnia, której Ania sobie w ogóle nie przypominała.  Za oknem widać było jakiś nowe budynki, a przez taras do jadalni wbiegł trochę brudny pies, po czym poślizgnął się na podłodze i wywrócił.  „Fajtłapa – krzyknęła Mirka – uciekaj stąd!  Psom nie wolno wchodzić do jadalni!”  Po czym wzięła kawałek starej kiełbasy i wyszła z Fajtłapą na taras.  Tam go przytuliła, wytarmosiła, a Fajtłapa polizał ją po buzi.

Po chwili wróciła z jakimś chłopakiem.  Był wyższy od Mirki od głowę, miał wesołe niebieskie oczy, jasne od słońca włosy i niemal co chwila się uśmiechał.  Podszedł do Ani i powiedział – „Cześć jestem Krzysiek i widzę, że dostałaś pięknego naleśnika” – po czym, nie czekając na odpowiedź Ani, chwycił naleśnika z jej talerza i zjadł w trzech kęsach.

Ty łobuzie !”– krzyknęła pani Lucynka, ale tak naprawdę nie byłą na niego zła.  Zaraz też Ania dostał nowego naleśnika, większego i z jeszcze większą ilością poziomek.

Po śniadaniu, Mirka zaprowadziła Anię do budynku znajdującego się nieopodal domu.  Była to stajnia, a niej kilka koni, w tym dwa wyraźnie mniejsze.   

To są kuce. Wodnik i Śnieżka – powiedziała Mirka wskazując dwa małe konie – zaraz je osiodłam i jedziemy nad Jezioro.”

Ale ja nie  umiem jeździć na koniu – powiedziała Ani, choć była na kilku lekcjach jazdy konnej. „Nie martw się – odpowiedziała Mirka – jedziemy obie na Snieżce.  Ty z tyłu i będziesz się mnie trzymała.  A Krzysiek jedzie Wodnikiem.”.  Krzysiek i Mirka pomogli Ani wsiąść na Śnieżkę.  Potem ruszyli.  Ania była zachwycona jazdą.  Najpierw konie szły powoli stępa, potem przyspieszyli – kłusem, a potem mimo okrzyków Mirki, że już szybciej nie chcą, niesforny Krzysiek wrzasnął: „Galopem!” i Wodnik rzucił się do przodku w dzikim pędzie a za nim Śnieżka, której Mirka nie umiała już upilnować.  Ania najpierw się trochę bała…  Niemniej po chwili uznała, że szybka jazda na koniu przez las jest naprawdę wyjątkowym przeżyciem.

Niedługo dojechali do Jeziora.  Ania znała to Jezioro, bo nieraz z Tatą przychodziła tutaj pływać.  Jednak teraz plaża nad jeziorem była pusta, a na gałęzi drzewa (którego Ania wcale nie pamiętała), zawieszona była gruba lina unosząca się tuż nad wodą.  Zsiedli z koni i założyli stroje kąpielowe.  Wówczas Krzysiek zakomenderował: „Na koń!”. Ania początkowo nie chciała, ale w końcu znowu usiadała za Mirką i zapytała: ”Będziemy teraz jeździć na koniach, w strojach kąpielowych?”  Ale nim Mirka zdążyła odpowiedzieć, niesforny Krzysiek popchnął Śnieżkę w kierunku Jeziora, po czym wydał dziki okrzyk i obydwa kuce wbiegły do wody.  Śnieżka nagle się zatrzymała, a Ania razem z Mirką wpadły do wody.  Gdy się wynurzyły Krzysiek stał na grzbiecie Wodnika i krzyknął: ”A teraz podziwiajcie wspaniały skok” i skoczył.

Później Mirka namówiła Anię na huśtanie się na linie.  Lina była długa i dziewczynki frunęły niemal nad powierzchnią jeziora. „Na pewno nie odważycie się skoczyć – wołał do nich Krzysiek.  Wtedy Mirka powiedziała – „Zaraz ci pokażemy” i gdy lina była wysoko nad taflą wody złapała Anię za rękę i skoczyły do wody.  Później huśtały się i skakały jeszcze wiele razy.

W końcu – zgłodnieli i wrócili do domu na drugie śniadanie.  Pani Lucynka czekała już na nich z warzywami prosto z ogrodu i kanapkami z szynką.  Ania nie lubiła chleba.  Ale ten chleb był inny.  Świeżo upieczony przez panią Lucynkę wspaniale pachniał, a szynka była wyjątkowo smaczna. „Z naszego pulchnego prosiaczka” – powiedział z niemiłym uśmiechem Krzysiek.  

Prosiaczka?” – zapytała Ania.  Nie było już jednak czasu na rozmowę, bo Mirka powiedziała, że muszą iść koniecznie zobaczyć, czy tratwa nie zatonęła.  Tratwa – jak wyjaśnił Krzysiek – jest to taka jakby łódź służąca do pływania po rzece, tyle, że zbudowana z drzew i patyków powiązanych ze sobą sznurkiem.  Rzeczywiście, w zaroślach była zacumowana tratwa.  Ciekawe czy nie zatonie, gdy popłyniemy w troje? – zastanawiał się głośno Krzysiek.  Nie bój się – powiedziała Mirka – w rzece woda jest płytka .  W najgłębszym miejscu sięga do brzucha.  

Wsiedli na tratwę i zaczęli się odpychać kijami od dna.  Ruszyli z początku wolno, ale potem rzeczny prąd zaczął nieść ich szybciej i szybciej.  Płyniemy – wołał rozradowany Krzysiek – do żagli marynarze
Jakich żagli ?– zapytała Ania.  Wtedy Krzysiek wyciągnął z plecaka starą koszulę swojego Taty i rozciągnął ją na dwóch kijach umocowanych na przedzie tratwy. „Teraz powieje w tę koszulę wiatr i popłyniemy jeszcze szybciej” - powiedział.  I rzeczywiście, wiatr powiewał, a tratwa pędziła naprzód.

Uwaga wielki głaz z przodu! - krzyknęła Mirka.  Wszyscy troje próbowali ominąć głaz, ale niestety tratwa płynęła za szybko i w ten głaz z impetem uderzyła.  Wtedy kije i drzewa, z których była zbudowana połamały się, a Ania i Mirka wpadły do wody.  Na szczęście nie była głęboka.  A Krzysiek zdołał wskoczyć na głaz i śmiał się teraz z przemoczonych dziewczynek.  Wówczas Mirka zaczęła chlapać suchego Krzyśka, a Ania natychmiast jej w tym pomogła.  Głaz zrobił się mokry, a Krzysiek się pośliznął i też wpadł do wody.  Na dodatek w miejsce gdzie był muł.  Gdy wstał, cały był w błocie.

Błotny potwór! – krzyknęła Mirka i zaczęła uciekać.  A za nią Ania.  A za nimi błotny potwór.  Gdy wybiegły na brzeg, ni stąd ni z owąd pojawił się biały pies.  To Hugo – ucieszyła się Mirka – broń nas przed błotnym potworem! – krzyknęła.  A Hugo zaczął skakać wokół potwora i szczekać na niego.  No co ty – Hugo – to ja, Krzysiek!” zawołał nieco przestraszony chłopiec. 

Oj to musisz się umyć - powiedziała Ania – bo pies cię nie poznaje”.  Krzysiek wykąpał się w rzece, a potem wszyscy poszli do sadu.  Tam chodzili wśród drzew i wybierali najdojrzalsze owoce.  Mirka nazbierała koszyk jabłek i zaniosła je pani Lucynce.  Na deser - po obiedzie będzie najpyszniejsza szarlotka” - powiedziała.  Przed obiadem poszli jeszcze nad staw.  Na brzegach wokół stawu siedziało pełno zielonych żab.  Jedne były mniejsze, inne większe.  Niesforny Krzysiek zarządził zabawę polegającą na tym, że trzeba było dotknąć żaby palcem i zobaczyć, jak daleko taka żaba skoczy.  Ale ja się brzydzę dotykać żaby palcem!  Poza tym one szybko uciekają…” – powiedziała Ania.  My jesteśmy damami – powiedziała Mirka „i żab możemy dotykać tylko kijkiem”.  Dobrze” - zgodził się Krzysiek.  Po czym wypatrzył dużą żabę i szybko dotknął jej palcem.  Żaba oddała długi skok i wprost z brzegu wylądowała w wodzie.  

Haha” – zawołał Krzysiek z triumfującym wyrazem twarzy – „nikt nie pobije tego skoku”.  Zobaczymy” - opowiedziała Mirka.  Po chwili wypatrzyła piękną żabę grzejącą się na kamieniu nadbrzeżnym.  Dotknęła ją kijkiem… a leniwa żaba zamiast skoczyć przesunęła się tylko troszeczkę i dalej siedziała na kamieniu.  Ania i Krzysiek zaczęli się okropnie śmiać – wówczas Mirka zawołała – „Ja Wam jeszcze pokażę!” - i dotknęła innej żaby – ta rzeczywiście skoczyła, ale jej skok był wyraźnie krótszy niż żaby Krzyśka. 
Ania długo szukała swojej żaby.  W końcu znalazła.  Piękną zieloną żabę, z błękitnym odcieniem grzbietu.  Istny żabi król.  Żaba siedziała daleko od wody.
 Nigdy nie doleci do wody” – oznajmił ze znawstwem Krzysiek. 
Za daleko – dodała Mirka – lepiej znajdź inną, bo przegrasz”.  Ale Ania uparła się i dotknęła żaby kijkiem.  Żaba naprężyła się i pofrunęła wysoko w powietrze, wykonała dwa salta i z ogromną gracją wpadła do wody daleko od brzegu.  Krzysiek i Mirka oniemieli. „To był chyba rzeczywiście żabi król.  Nigdy wcześniej nie wiedziałem żaby robiącej salta „– powiedział Krzysiek.  Wszyscy uznali, że Ania (a właściwiej jej żaba) zajęła pierwsze miejsce.

Potem był obiad.  Na deser najpyszniejsza szarlotka z jabłek z sadu.  Później wszyscy poszli do kurnika pozbierać zniesione przez kury jajka.  Ania po raz pierwszy robiła coś takiego.  Na dodatek znalazła naprawdę olbrzymie jajko i została uznana przez Mirkę i Krzyśka za Królową Jajecznicy.  Ania nie była przekonana, czy ten tytuł się jej podoba. 

Później były wyścigi ślimaków na liściu kapusty.  Niestety ślimak znaleziony przez Anię zamiast pełznąć do przodu popełzał do tyłu, ślimak Krzyśka zatrzymał się tuż przed metą i zaczął zjadać liść po którym pełzł.  Tylko ślimak Mirki doszedł do końca.  Mirka była bardzo szczęśliwa, gdyż w poprzednich zawodach z żabami doznała okropnej porażki.  Później była jeszcze kąpiel w stawie z udziałem Fajtłapy, który spadł do wody z mostku i Hugo, który cały czas podpływał do dzieci, łapał je delikatnie w paszczę i podpływał do brzegu.  On nas tak zawsze ratuje – tłumaczyła Mirka – boi się, że utoniemy”.

„Jaki to wspaniały dzień – myślała Ania przy kolacji.  Naprawdę to mój najpiękniejszy dzień wakacji.”  Gdy zadzwonił Zegar wybijając godzinę ósmą wieczorem, Ania z najwyższym trudem umyła się i dotarła do łóżka.   Na chwilę przed zaśnięciem zajrzała do jej pokoju Mirka.  Wtedy Ania powiedziała – „Wiesz, masz na imię tak samo jak moja Babcia”.  Mirka nic nie odpowiedziała, tylko się uśmiechnęła i usiadła obok na bujanym fotelu patrząc na Anię.  „Dobrych snów” - powiedziała jeszcze.  Wkrótce też Ania zapadła w głęboki sen.  Rano Anię obudził dźwięk Zegara.  Głuche, ociężałe bim-bim-bom-bom.  „Znowu się zepsuł” - pomyślała Ania.


Wówczas zobaczyła siedzącą obok Babcię Mirkę, która bujając się lekko w fotelu zapytała z tajemniczym uśmiechem: „Jak ci się podobał twój wczorajszy dzień? Czy Zegar spełnił twoje marzenie?
©

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz