Niezwyciężony – Stanisław Lem (I wydanie, 1964
r.)
Czy
podobał Wam się film „Obcy decydujące
starcie” (1986) reż. Jamesa Camerona? A może „Pitch Black” (2000) reż. David Twohy, albo ”W
stronę Słońca” (2007 r.) reż. Danny Boyle?
Jeżeli tak – do gustu przypadnie Wam także powieść „Niezwyciężony”.
Kosmiczny
krążownik - Niezwyciężony - ląduje na pustynnej planecie
Regis III z misją ratunkową dla
załogi statku Kondor, która przybyła tutaj wcześniej, a z którą utracono
łączność. Horpach, dowódca
wyprawy, ma użyć wszelkich koniecznych środków, aby ustalić, co stało się z
załogą Kondora. Tymczasem planetę
zamieszkuje „postrobotyczny” organizm (nano-społeczeństwo) wrogo nastawiony
wobec wszelkich istot.
W „Niezwyciężonym”
otrzymujemy niezwykłą jak na Lema dawkę batalistyki i horroru. Starcie człowieka, wyposażonego w
najdoskonalszą technologię, z mechanicznym „społeczeństwem” planety Regis III,
gdzie nie występuje już pojęcie interesu indywidualnego, a wszystko
podporządkowane jest zbiorowości. Ludzka
odwaga, odpowiedzialność, honor (i chęć zemsty) - kontra pozbawiony emocji
„puzzlowy” organizm, zdolny do eksterminacji wszystkich innych.
W
opowiadaniach - "Ja, robot"
(wydanych w 1950 roku; sfilmowanych w 2004 roku), Isaac Asimov przedstawił
ewolucję robotów posiadających sztuczną inteligencję. Jednocześnie sformułował
trzy prawa robotyki, mających na celu wyeliminowanie możliwości skrzywdzenia
człowieka przez robota. U Lema mamy jednak twór udoskonalany przez kolejne
„pokolenia” robotów, przechodzących swoją własną ewolucję, z których pierwsze
zostały stworzone najprawdopodobniej przez rasę inną niż ludzka. W konsekwencji, a może właśnie w opozycji do „wariantu
Asimowa”, fundamentalne prawa robotyki nie są tutaj respektowane.
Lem
ujawnia zresztą przeciwnika powoli, poprzez abstrakcyjne ruiny budowli dawnych
mieszkańców, pozbawione życia pustynne obszary, czy enigmatyczne pozostałości
po członkach załogi Kondora. Początkowo
nie sposób ustalić, czy mamy do czynienia z organizmem żywym, mechanicznym, czy
tworem hybrydowym. „Obcy” ma swoją
tajemnicę, a jej rozwikłanie będzie wymagało najwyższego poświęcenia.
Wyjątkowa
jest broń „obcych”. Polega na
redukowaniu umysłu ludzi (i nie tylko) do stanu niemowlęctwa, uniemożliwiając samodzielne
funkcjonowanie, a w dalszym etapie prowadząc do autodestrukcji. Na marginesie, rozważania nad skutkami
przyznania dziecku (niemowlęciu) cech człowiek dorosłego (niemowlę-olbrzym)
znajdziemy w „Solaris” Lema.
Świat
„obcych” określony jest przez neologizm – tj. jako nekrosfera, gdzie
mechaniczne życie to w istocie twór „martwy”, pozbawiony uczucia strachu przed
śmiercią, a przez to jeszcze trudniejszy do pokonania.
Autor
nie daje jednoznacznej odpowiedzi, w jaki sposób planeta Regis III została
opanowana przez „obcych”. Stawiane są
pewne hipotezy, które w kontekście całokształtu wydarzeń wydają się trafne,
lecz nie jedyne. Czasami zastanawiam
się, czy nie jest to może forma „robotycznego” systemu totalitarnego po
wielowiekowej ewolucji, gdzie nie jest już możliwy bunt poszczególnych członków
wobec ogółu, gdyż prowadziłby do zagłady wszystkich? Gdy ta refleksja trapi mnie nadmiernie,
sięgam po którąś z części trylogii Apostezjon Edmunda Wnuka-Lipińskiego, gdzie
obalenie futurystycznego ustroju „całkowitej kontroli” może się obyć bez
apokalipsy.
Starcie
z obcymi przechodzi kolejne fazy, w której ludzie używają coraz bardziej
zawansowanej broni. Mamy rozpoznanie
przeciwnika, sondy i samoloty obserwacyjne, małe roboty, większe roboty transportowo-bojowe,
ochronne pole magnetyczne (niepozwalające na zniszczenie znajdujących się
wewnątrz pola organizmów) i wreszcie atomowego terminatora – cyklopa, toczącego
ostateczny bój z obcymi. Miłośnicy
pancernych starć z okresu II wojny światowej odszukają tutaj opis bitwy
usytuowanej w scenerii górskiego wąwozu.
„Obcy” przyjmują strategię kamikadze, walkę aż do samozatraty, która
choć łączy się z wysoka „ofiarą”, przynosi efekty. To poświęcenie nekrosfery niejako zmusza
niektórych członków załogi Kondora do rozważań na temat sensu zemsty wobec tworu
pozbawionego uczuć i idei, czy sensu walki w ogóle.
Mamy też
to, co najbardziej fascynowało mnie w „Obcym decydujące starcie” (który w
opinii wielu czerpie garściami z prozy Lema).
W filmie osią fabuły jest misja ratunkowa dla ludzi zaatakowanych przez
obcych na odległej planecie. Ratunek dociera
zbyt późno, a kolejne etapy pojedynków z obcymi zbliżają ludzi do nieuchronnej
klęski, z której jedynym wyjściem jest ucieczka. Na zaawansowanym etapie filmu,
gdy przewaga obcych nad ludźmi jest już przesądzona, członek-doradca misji
ratunkowej - Ellen Ripley (grana przez Sigourney Weaver), postanawia ponownie
zejść w podziemia planety (kopalnia), aby ratować jedynego ocalałego - dziewczynkę
(która prawdopodobnie i tak już nie żyje).
Ripley nie może jednak zdecydować się na ucieczkę. Obowiązek, poczucie odpowiedzialności (a może
i instynkt macierzyński) dominują uczucie strachu. Ta decyzja zapada po tym, gdy większość
członków załogi misji ratunkowej zginęła już w kopalni, a pozostali zdają sobie
sprawę, że prawdopodobieństwo wrócenia stamtąd żywym jest bliskie zeru.
W „Niezwyciężonym”,
na podobnym etapie historii, taką decyzję podejmuje zastępca kapitana statku - Rohan,
po rozmowie z kapitanem (nawigatorem) Horpachem. Ma odszukać część załogi Niezwyciężonego,
wysłaną z misją zwiadowczą w wąwozy planety, w których rozegrała się zakończona
porażką bitwa z obcymi. Rohanowi będą
zagrażać nie tylko obcy, ale także napromieniowane poatomowym starciem
powietrze oraz „zredukowani ludzie”, traktujący śmiercionośną broń, w którą są
wyposażeni, jak zabawki. Rohan ma w istocie nie tyle sprowadzić na statek potencjalnie
ocalałych, ale raczej upewnić się, że wszyscy nie żyją, bowiem
prawdopodobieństwo, że ktokolwiek ocalał, jak i prawdopodobieństwo ich
odnalezienia, jest niewielkie. To
przedsięwzięcie podejmowane zostaje w sytuacji, gdy przewaga obcych została już
ustalona, a wszelkie próby wyjścia z kręgu ochronnego pola siłowego
(roztoczonego wokół statku - Niezwyciężonego) skończą się najpewniej śmiercią. I tutaj (poza podobieństwami fabuły „Obcego”
do „Niezwyciężonego”) nasuwa mi się porównanie z żołnierzami armii
amerykańskiej, którzy (przynajmniej tak to przedstawiane jest na filmach)
decydują się zawsze ściągnąć z pola bitwy swoich rannych kolegów, nawet w
sytuacji gdy jest wysoce prawdopodobne, że sami zginą. Decydują uczucia solidarności i wzajemnego
zaufania, którego nie można nadużyć.
Także u Lema, powinność, obowiązek, ale też i pragmatyczna obawa przed
reakcją reszty członków załogi na pozostawienie innych bez próby ratunku,
narzucają Rohanowi decyzję, której raczej nikt nie chciałby podjąć.
W „Niezwyciężonym”
autor nie daje ludziom możności nawiązania porozumienia z obcymi. Przyczyną
tego stanu rzeczy nie jest jednak z pewnością konflikt idei, a raczej brak
możności jakiegokolwiek wspólnego zbioru zasad pomiędzy „ludzką biosferą” a
mechaniczną nekrosferą. Tak też jest i w
innej powieści autora "Eden", gdzie trudno stworzyć wspólny mianownik
dla ludzi i ”społeczeństwa” opartego na biotechnologii oraz bioinżynierii. Jednak w Niezwyciężonym, gdzie batalistyka i
horror przeważają na filozofią, modus
operandi „obcych” nakazuje traktować wszystkie inne organizmy „myślące”
jako wroga, którego należy unicestwić, nim wróg unicestwi obcych. Czy jednak ta taktyka nie jest typowo ludzka
w konfliktach zbrojnych? Czy w tej
płaszczyźnie można twierdzić, że ludzkość znajduje się na wyższym poziomie
rozwoju?
W drodze
analogii do serii filmowej „Obcy”, chciałbym poznać dalsze losy Niezwyciężonego. Wyobrażam sobie, że po latach, gdy
Niezwyciężony wrócił już na Ziemię (czy inną planetę macierzystą), a dowódca
Horpach zmarł, z Regis III dochodzi sygnał SOS.
Wyrażony najprostszymi środkami (np. alfabet Morse’a), nie ujawniający
jednak nic ponadto. Żadnego wyjaśnienia,
czy komentarza. Na pytania zwrotne z
Ziemi, ktoś odpowiada wciąż jedynie nadaniem samego sygnału. Jednocześnie, analiza nieorganicznych mikro próbek
przywiezionych z Regis III, ujawnia ogromne możliwości zastosowania w przemyśle
budowlanym, drogowym i kosmicznym.
Zarząd floty zwraca się do Rohana z prośbą o objęcie dowództwa nad
ponowną wyprawą na Regis III. Rohan zamierza
odmówić, ale pozostaje dylemat moralny – co jeśli na Regis III ocalał ktoś z Niezwyciężonego?. A także - czy z racji najwyższego
doświadczenia – nie jest jego obowiązkiem objęcie dowództwa, aby ochronić
kolejną misję przed losami Kondora. Musi
także pojawić się pytanie, kto wysyła sygnał SOS, skoro nie jest wyrażony w
ludzkiej mowie, a jedynie w kodzie? Czy zachodzi
możliwość, że na Regis III, w okresie dziesięciolecia wyewoluował nowy
organizm, zdolny do celowego ściągnięcia na planetę kolejnej ludzkiej
załogi? Czy obcy mogli wykorzystać
pozostałości Kondora, cyklopa, a może człowieka, do stworzenia hybrydy? W jakim
celu? Czy możemy wykluczyć, że zamiarem obcych nie jest w istocie przedostanie
się na Ziemię? Scenariusz jak w wielu
firmach s.f., ale chętnie bym coś takiego przeczytał.
Recenzując
książkę, nie można nie wspomnieć o audiobooku wydanym
przez serwis Auditeka.pl ze wspaniałą narracją Krystyny Czubówny.
Chłodny, pozbawiony emocji głos narratorki, połączony z nienarzucającą
się muzyką (a raczej odgłosami planety) doskonale nadaje się do komentowania
wydarzeń na Regis III, a rozmowy Horpacha i Rohana - wyrażone w głosach Daniela
Olbrychskiego i Marcina Kowalczyka - dobrze oddają klimat książki. Pozostaje tylko wyrazić nadzieję, że kiedyś,
na bazie książki powstanie film. Za
dobry scenariusz niewątpliwie otrzyma Oscara.
Muszę
też dodać, że lektura książki (podobnie jak i ta recenzja) może znużyć
nastolatków w wieku poniżej lat dwunastu.
Trudne terminy, dysputy naukowe, neologizmy, czy brak konkretnej formy
„potwora” z Regis III mogą zniechęcić młodego czytelnika. Starsze nastolatki,
dla których zrozumiała jest już teoria ewolucji, wszechotaczająca nas
nanotechnologia, idea poświęcenia, czy sens niepodważalności zaufania oraz
którzy mają już pewne doświadczenia z ambitniejszymi obrazami s.f. niż np. „Transformers”,
niewątpliwie docenią powieść. Mój syn
podjął próbę przeczytania książki w wieku lat dziesięciu i stwierdził, że to
nie dla niego. Zaleciłem aby wrócił do powieści
za kilka lat. Ciekawym jestem jak wówczas
ją oceni. Zresztą, wtedy powinien
docenić już innych mistrzów gatunku, jak choćby Janusza A. Zajdla (i powiedzmy - „Cylinder van
Troffa”, czy „Wyjście z Cienia”, w której obcy to - podobnie jak u Lema –
mikroorganizmy funkcjonujące tylko w ramach zbiorowości),
czy Franka Herberta i
jego kultową „Diunę”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz